PPW2021. Oczami pielgrzymkowych służb
O braku mrożonej kawy i miseczek, o "niebieskiej grupie", która zapewne towarzyszy pielgrzymom i o liturgii opowiadają ludzie pełniący służbę na rzecz pielgrzymów. - Wspólnotę łatwiej zbudować podczas dłuższej drogi - zauważa Mariusz. - Mam nadzieję, że sztafetowa forma jest przejściowa.
2021-08-10
Mariusz Kłak (pełniący funkcję „latającego Holendra”): Pielgrzymka tegoroczna jest inna przede wszystkim dlatego, że po 40 latach nie ma z nami „Orzecha” – nie ma w sposób fizyczny, bo pewnie jest w niebie i, jak sądzę, nie siedzi tam bezczynnie, ale organizuje swoją pielgrzymkę, z tymi, którzy już odeszli. Istnieje pewnie dodatkowa, „niebieska grupa”, pod egidą „Orzecha”.
Gdyby zsumować wszystkich uczestników sztafetowych grup tegorocznych, to okazałoby się, że ilość pielgrzymów była podobna lub większa niż przed pandemią. To optymistyczna informacja. Niektórym łatwiej pewnie było się zdecydować na udział w sztafecie niż iść dłużej, choć i tak minęły czasy, gdy ludzie z zasady szli na całość pielgrzymki. Od wielu już lat wiele osób przyjeżdżało na 2-5 dni, pielgrzymka „puchła” zwłaszcza w weekendy.
Myślę, że takie formy promocji pielgrzymowania, jak billboardy, akcje w internecie, itd., to tylko uzupełnienie, najważniejsza są bezpośrednie kontakty między ludźmi. Każdy z nas pewnie w swoim otoczeniu znalazły choćby 10-20 osób, którym bliżej jest do Pana Boga, do Kościoła, a w tym gronie przynajmniej jedną osobę mógłby do pielgrzymowania zachęcić. To powinno się udać.
Moja funkcja „latającego Holendra” polega na załatwianiu różnych spraw, które się pojawiają – czasem trzeba kogoś gdzieś podwieźć, coś zawieźć, załatwić. Pielgrzymka to dynamiczna rzeczywistość. Nie ma tak, że „zawsze coś było”.
Co do formy sztafetowej – pewnie dla wielu jest ona mniej męcząca fizycznie, ma swoje plusy, ale jednak chciałbym, żebyśmy jak najszybciej mogli powrócić do poprzedniej, zwykłej formy. Trudno jest zbudować pielgrzymią wspólnotę w jeden dzień. Ona się zaczyna tworzyć po 2-3 dniach wspólnej drogi. Mam nadzieję, że za rok wszystkie grupy razem pokonają całą pielgrzymią trasę.
Krystian (syn Mariusza, obecnie ceremoniarz, od lat zaangażowany w służbę liturgiczną na pielgrzymce): Msze św. podczas pielgrzymki odbywały się teraz we wnętrzach kościoła, nie było – charakterystycznych przedtem – liturgii w lasach, parkach. Nasza służba jest prostsza. Przygotowujemy pielgrzymkową liturgię razem z gospodarzami poszczególnych miejsc. Każda parafia, każdy kościół ma swoją specyfikę. Bywa, że w niektórych kościołach musimy zadbać o dodatkowe miejsca dla księży, umieszczając ich w pierwszy ławkach poza prezbiterium, bo tuż przy ołtarzu się nie mieszczą. Ministranci, osoby czytające Słowo Boże, śpiewające, wyłaniane są z poszczególnych grup przez ich przewodników.
Grupa pierwsza, pokutna, wchodzi zawsze do wszystkich kościołów na trasie. Inne grupy do tej pory rzadziej nawiedzały kościoły parafialne (poza miejscami noclegów, jeśli świątynie były w pobliżu). Przy obecnej formie pielgrzymki pielgrzymi mają większą modlitwy w kościołach na trasie, poznania ich – a niektóre są bardzo piękne.
Dawid (zaopatrzenie): Najpierw byłem związany z pielgrzymką legnicką, początkowo jako pielgrzym, potem porządkowy. We wrocławskiej pielgrzymce trafiłem do służb przez to, że należałem do DA „Wawrzyny” i w duszpasterstwie „Kuzyn” zagonił mnie do roboty.
Ta pielgrzymka jest inna, bo wciąż „Covidowa”, ale i pierwsza po odejściu „Orzecha”. Przed jej rozpoczęciem pojawiały się czasem takie nieco żałobne klimaty, ale ks. Tomek Płukarski zachęcał, by odrzucić myśli w stylu: ojej, będzie smutno, bo bez „Orzecha”. Nie, on przecież z nami jest. Patrzy z góry. Mówiąc z uśmiechem: Gromów nie rzuca, laski z nieba póki co nie spadają na nas… Przeciwnie. W tym roku jesteśmy nad wyraz obficie karmieni. Widzę w tym jakby Orzechowe błogosławieństwo – on zawsze dbał o to, by wszyscy byli nakarmieni (a także by się nic nie zmarnowało). To jest palec Orzecha, że nikt głodny nie chodzi.
Co do Orzecha jeszcze – myślę, że po jego śmierci wszyscy wspominają go raczej od strony jego czułości, dobroci. Pamiętają, jak ciepło mówił o wielu rzeczach. Ta „trudniejsza” strona Orzecha pozostaje w sferze żartów.
Orzech był smakoszem, temat jedzenia był ważny dla niego. Lubił zwłaszcza swojskie jadło – smalce, sery… Gdy przy trasie pielgrzymki stał człowiek z jakimiś pomidorkami czy drożdżówką z rabarbarem, to okazywał zwykle zainteresowanie.
A co do tegorocznej pielgrzymki i zaopatrzenia to… nie mamy naszej kultowej kawy mrożonej. Wielu ludziom kojarzyła się ona z pielgrzymką i pytali o nią od pierwszego postoju. Nie ma w tym roku chłodni, nie ma więc m.in. wspomnianej kawy. W upale cieszyła się wielkim zainteresowaniem – choć trzeba przyznać, że kofeiny w niej wiele nie było, więc pobudzające skutki spożycia tego produktu to raczej tylko efekt placebo. Czy to jednak ważne?
Mateusz (bagażowy):
Przygotowując się do pielgrzymki ludzie myślą o wszystkich możliwych ewentualnościach, jakie mogą nadejść – o wichurach, śnieżycy, 40-stopniowym upale… I tak się też pakują. My rano odbieramy od nich te rzeczy, zawozimy na kolejny nocleg, wydajemy wieczorem. Jest trochę dźwigania, ale bez przesady. Kiedy pracowałem na chłodni, w upalny dzień była tona wody do przerzucenia. Przy obecnej formule pielgrzymki nie ma generalnie namiotów, charakterystycznych miseczek (zostało kilka).
Kiedy uczestniczyłem w trzech pielgrzymkach jako pielgrzym (potem trzy kolejne spędziłem na chłodni, a teraz jako bagażowy), nigdy się pod prysznicem nie myłem, miseczki były podstawą. Nie zawsze łatwo było zdobyć do nich wodę, a gdy się ją miało, trzeba było ustalić jakieś priorytety – jedni przy miskach zaczynają mycie od górnych części ciała, inni zajmują się najpierw poranionymi nogami. To indywidualne wybory.
Kiedy bagaży było więcej, jechały namioty, samochodów do ich przewożenia było więcej. Teraz są to tylko torby, plecaki, walizki. Zajmowanie się nimi to spora odpowiedzialność, ale muszę powiedzieć, że raczej nie giną (wczoraj jeden bagaż pojechał gdzie indziej, niż powinien, ale się odnalazł). Po pielgrzymce za to często zostaje dużo nieodebranych rzeczy: karimaty, śpiwory, kolekcja misek. Czasem po miesiącu ktoś się po to zgłasza. Z nieodebranych misek korzystamy w duszpasterstwie – choćby do… sałaty.