PPW 2020. Pielgrzymkowe małżeństwo i wędrowanie na Jasną Górę przez Nowy Dwór

W ostatniej zmianie sztafety pielgrzymkowej szły grupa 6 i 7. O swojej wędrówce opowiedzieli nam m.in. Dorota i Grzegorz, którzy 6 lat temu w Kluczborku zawarli sakrament małżeństwa podczas pielgrzymki, a także Urszula z parafii Opatrzności Bożej we Wrocławiu.

Dorota, Grzegorz i mały Maciuś

Dorota, Grzegorz i mały Maciuś

zdjęcie: Agata Combik /Foto Gość

2020-08-11

Dorota, Grzegorz i mały Maciuś

6 lat temu braliśmy ślub na pielgrzymce w Kluczborku, teraz już po raz czwarty wędrujemy z naszym synkiem, który ma 3 latka i 8 miesięcy. Pierwszy raz był na pielgrzymce, jak miał 8 miesięcy. Na początek zdecydowaliśmy się na pielgrzymowanie w pojedyncze dni – często wtedy, gdy trasa prowadziła asfaltowymi drogami, choć i tak bywało, że musieliśmy wózek prowadzić na dwóch kołach, przez kamienie, cegły, itd. To jest pewne wyzwanie, ale czasem mieliśmy wrażenie, że Pan Bóg nas w tym cudownie wspierał. Chwilami wydawało się, jakby wózek – na którym oprócz synka znajdowały się torby, plecaki – prawie sam się unosił. A był ciężki, nie miał amortyzacji. „Odwagi, nie bójcie się” – te słowa towarzyszą nam w drodze.

Wzięliśmy ślub na pielgrzymce, bo jest ona dla nas czymś bardzo ważnym. Spotkaliśmy się właśnie na pątniczym szlaku. Tam się połączyły nasze drogi i teraz idziemy dalej razem, z naszym małym „złotkiem”.

Dorota: ja z „Siódemką” chodziłam od początku, tak zostało, Grzegorz dołączył. Grzegorz: Kiedyś chodziłem z namysłowską grupą, potem „Kuzyn” mnie ściągnął do „Ósemki”, do salwatorianów, a teraz zostałem z „Siódemką”. Obawialiśmy się, czy w tym roku w ogóle będziemy mogli pójść na pielgrzymkę – wiedziałem, że albo wszyscy troje, albo nikt z nas. Udało się.

Idę w intencji kolegi, który trzy dni temu miał wypadek, jest w śpiączce w szpitalu. Różne dolegliwości, niewygody które odczuwam, ofiarowuję w jego intencji. Dla żony wyrzeczeniem był już sam dojazd na miejsce wyjścia – zawsze w autobusie źle się czuje. To także było umartwienie pielgrzymkowe, nieco inne niż zwykle. Jednodniowa droga to dla weteranów pielgrzymkowych nie jest wielki wysiłek. Cieszymy się, że ten czas możemy tak przeżyć.

Urszula

Swoje pielgrzymowanie rozpoczynałam ok. 20 lat temu w grupie 5. Potem chodziłam przez kilka lat w 21, a teraz od dawna już jestem związana z grupą 7.

W tym roku zapisałam się w swojej parafii na Nowym Dworze we Wrocławiu do grupy duchowych pielgrzymów i miałam to szczęście, że w minionych dniach mogłam włączać się w spotkania wieczorne o 20.30. Prowadzili je u nas na przemian proboszcz, ks. Krzysztof Hajdun i ks. Piotr Szczypior. Żyliśmy tym, czym kolejne grupy. Chodziłam wiele razy na całe pielgrzymki, każdego dnia odszukiwałam więc w swojej pamięci konkretne miejsca, które przemierzali pielgrzymi w sztafecie, wszystko mogłam zlokalizować. Na pewno doświadczenie bycia „czynnym” pielgrzymem pomaga w byciu pielgrzymem duchowym; ułatwia odnalezienie się w tej wyjątkowej sytuacji, kiedy nie można wyjść jak dawniej na szlak.

Dziś jednak mogliśmy również czynnie, osobiście przeżywać naszą wędrówkę. To takie ukoronowanie wysiłku poprzednich dni. Zbieramy teraz jakby wszystkie intencje niesione dotąd przez pielgrzymów w minionym czasie i niesiemy je do tronu Matki Bożej. Kiedy biegacze biegną w sztafecie, to bieg tego ostatniego jest decydujący.

Jest to dla nas wyróżnienie, ale i poważne zadanie, odpowiedzialność.

Więcej świadectw wkrótce

Aktualności

SKLEP GOŚCIA POLECA

Najnowsze